czwartek, 28 marca 2013

~ Chapter Two.

Podniosłem się, czując ból przeszywający moją głowę i utrudniający mi logiczne myślenie. Drżącą dłonią przejechałem po czuprynie brązowych loków. Nawet nie patrząc w lustro wiedziałem, że wyglądam cholernie seksownie. Niczym grecki heros w nowoczesnym wydaniu. Przystojny, bogaty i posiadający to coś. Nawet po całonocnej imprezie i z wyjątkowo dokuczliwym kacem. Tak, zdecydowanie byłem idealny. Przybrałem na twarz uśmiech, od którego mdlały wszystkie dziewczyny w promieniu kilkunastu kilometrów. Omiotłem spojrzeniem swoich iście zielonych tęczówek swój pokój, który teraz przypominał istne pobojowisko. Wszędzie leżały puste butelki po wysokoprocentowych trunkach, ubrania przeniosły się z szaf na podłogę, a gdzieniegdzie leżały pogniecione karteczki. Zapewne należały one do pięknych niewiast, które zostawiły mi swoje numery, chcąc nawiązać ze mną bliższy kontakt. Szczerze mówiąc, nie dziwię im się. W końcu, wystarczy na mnie spojrzeć, żeby wiedzieć co tak bardzo przyciąga do mnie dziewczyny. Zawsze po imprezie otrzymywałem kilka ciągów cyferek. Często dzwoniłem. Nigdy jednak nie wyszło z tego nic więcej. Kilka wspólnych nocy, co szczęśliwsza szła ze mną na randkę, ale ... to tyle. Au revoir. Z nowych numerów oczywiście planowałem skorzystać, nigdy nie marnowałem szansy na szybką, pełną uniesień znajomość. Aczkolwiek zrobię to później. Najpierw afrodyzjak Bogów zwany czarną kawą. Wsunąłem dłonie do kieszeni starych, wytartych dresów i wyszedłem z pokoju. Korytarz prezentował się nieco lepiej niż mój pokój, ale sprawiał wrażenie, że działo się tu o wiele więcej. Wielka, mokra plama na ścianie nie wróżyła nic dobrego. Podobnie jak i przewrócony stolik. Aż boję sie pomyśleć o co chodziło. No cóż, trzeba będzie wezwać Helgę, żeby to wszystko posprzątała zanim rodzice przyjadą. Gdyby moi starsi zobaczyli co się u nas dzieje to prawdopodobnie zeszliby na zawał, wcześniej zabijając mnie. Wszedłem do kuchni, omijając szerokim łukiem zużytą prezerwatywę, leżącą w kącie. Do moich nozdrzy dotarł zapach jajecznicy i smażonego boczku. No i aromat świeżo zaparzonej kawy.
-Desire, jesteś aniołem - wymruczałem, zatapiając usta w gorącym, płynnym cudzie. Dziewczyna jedynie lekko się uśmiechnęła i powróciła do swojego zajęcia. Usiadłem na blacie i skierowałem swój wzrok na jej postać. Blond włosy wyprostowała i związała w wysoki kucyk, który muskał jej nagi kark, na którym zawisł srebrny łańcuszek. Zapewne ten z napisem "SexySeventeen". Tę zawieszkę dostała ode mnie i Zayn'a na swoje siedemnaste urodziny i od razu się w niej zakochała. Dzisiaj miała na sobie kanarkowo-żółtą bluzkę na ramiączka związaną tak, aby odsłaniała dość dużą część płaskiego, opalonego brzucha. Nisko na biodrach wisiały króciutkie shorty, ściśnięte u góry paskiem z ćwiekami. Spodenki uwydatniały długie i szczupłe nogi dziewczyny i podkreślały kształtne pośladki. Czy tego chciałem czy nie musiałem przyznać, że Desire nie była już małolatą, potrzebującą ciągłej opieki. Była kobietą. I to cholernie seksowną. Oblizałem wargi zdumiony swoim odkryciem.
-Des ?
-Hmmmm ?
-Gdzie jest Zayn ? - spytałem, chcąc odciągnąć swoje myśli od idealnej sylwetki przyjaciółki. Harry, przyjaźnicie się od dziecka, traktujesz ją jak młodszą siostrę. Miałeś ją bronić przed typami, śliniącymi się na jej widok, a nie być kimś takim. Nie wolno ci o niej myśleć w taki sposób. Nigdy. To jedna z twoich własnych zasad. Zero flirtowania z przyjaciółmi. Tak... To podziałało.
-A jak myślisz ? - Odwróciła się z uśmiechem na twarzy, podzieliła jajecznicę na trzy części i dopiero wtedy kontynuowała - Od godziny siedzi w tej zakichanej łazience i się pindrzy. Jakby to mu miało cokolwiek pomóc.
-Dla twojej wiadomości skarbie to po prostu poprawiam swoją nienaganną urodę. - W drzwiach pojawił się Zayn. Ciemne jeansy i jasna koszulka. Włosy postawione do góry i ten uśmiech. Szeroki i śnieżnobiały. Nieodłączny towarzysz mulata.
-Skoro jest taka nienaganna to czemu ją poprawiasz ? - W głosie Desire pobrzmiewała lekka nuta ironii.
Parsknąłem śmiechem, mając w ustach kawałek bekonu. Czy można się nudzić, mieszkając pod jednym dachem z dwójką najlepszych przyjaciół ?

xxx

Ściągnąłem z siebie koszulkę i rzuciłem ją gdzieś w kąt. Ręcznikiem otarłem twarz z potu. Kolejny koncert za nami. Za mną. Zaraz dodam na twittera wpis o tym jaka publiczność była wspaniała, jakie niesamowite show i ... pojadę dalej. Kolejne miasta, kraje, kontynenty. Nigdzie nie mogę zabawić dłużej niż dwa dni. Ciągle w pośpiechu. Moje życie to jedno wielkie show. Śpiewaj, uśmiechaj się, pozuj, bądź idealny. Ale to się robi coraz trudniejsze. Te wszystkie nowe piosenki są fajne, ale ... to nie mój styl. Chciałbym znowu móc usiąść na schodach miejscowego teatru i w ciszy zagrać kilka piosenek. Zero pisków, wrzasków, czy napalonych fanek. Nie zrozumcie mnie źle, kocham swoje Beliebers całym sercem, ale czasami mam serdecznie dość życia w świecie show-biznesu. Życia,w którym gdziekolwiek pójdę będę śledzony przez światła reflektorów. Życia, w którym nie ma miejsca na prywatność. Życia, gdzie wszystko co powiem jest obracane przeciwko mnie. Życia, w którym nie mogę być po prostu sobą. Tego życia.
___
Jeeest rozdział x Przepraszam, że tyle czekaliście, ale rozumiecie, koncert i te sprawy, byłam zbyt podekscytowana :D x
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

niedziela, 17 marca 2013

~ Chapter One

Wszedłem do klubu i od razu uderzyła we mnie fala gorąca. Do moich uszu dotarła głośna muzyka. Akurat była to piosenka, która brzmiała jakby pozbawiona była początku i końca. Nijaka, bez nutki oryginalności. Ruszyłem przed siebie, wpatrując się w błyszczące od potu, odkryte ciała. Przebijałem się przez tłum, popychany przez innych. Kilka dziewczyn starało się mnie wciągnąć do tańca, a ja, z zabójczym uśmiechem obiecywałem im, że później z nimi zatańczę. Naiwnie wierzyły, że mówię prawdę. No ludzie, przecież ja nawet nie zarejestrowałem jak wyglądają. A tu były setki ludzi. W moich oczach były jedynie częścią tłumu, który na mnie napierał i masą dziewczyn, które za wszelką cenę pragnęły mnie uwieść. Bonne chance chère mademoiselles. Będąc szczerym powiem, że tylko raz w byłem w poważnym związku. Aktualnie nie interesowało mnie angażowanie się w związek. Obietnice, szczerość, lojalność... Nie, to nie dla mnie. Jestem młody i cholernie przystojny, muszę się wyszaleć. Zszedłem z parkietu, wciąż uśmiechając się uwodzicielsko. Podszedłem do baru i zamówiłem swój ulubiony drink. Margeritę. Ze szklanką w dłoni udałem się w stronę stolika zaledwie kilka metrów ode mnie.  Pod ścianą siedziało dwoje młodych ludzi, którzy mierzyli mnie posępnymi spojrzeniami. Dobra, Desire tu jest, powinienem zacząć się bać. Okey, nigdy bym się do tego publicznie nie przyznał, ale ta drobna blondynka przerażała mnie. Szczególnie wtedy kiedy była zła. A teraz była. I to na mnie. Usiadłem naprzeciwko nich i posłałem im jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów, od ucha do ucha, ukazujący wszystkie, śnieżnobiałe zęby. Nic. Nadal wyglądali jakby pragnęli mnie zabić. Yhym, no fajnie. Przechodzimy do taktyki numer dwa.
- Desire, kotku ! Jak ty pięknie dzisiaj wyglądasz ! Ta bluzka zdecydowanie podkreśla kolor twoich oczu. A te jeansy, wow, sama Kate Moss zazdrościłaby ci takich nóg. Dodatkowo, włosy układają ci się przepięknie i ...
-Zamknij się Styles. Nie chcę twoich fałszywych komplementów - dziewczyna prychnęła, patrząc się na mnie spod długich rzęs. Nigdy nie musiała ich malować. Zawsze wyróżniała się tym jak długie były.
-Des ma rację. Tłumacz się Harry. Co się z tobą działo przez te dwa tygodnie ? Gdzieś ty był ?! - syknął Zayn, wlepiając we mnie spojrzenie swoich brązowych oczu.
Czułem się dość niekomfortowo pod ostrzałem tych spojrzeń, ale cóż ja mogłem na to poradzić ? Jasne, mógłbym po prostu wstać i wyjść, ale oni i tak nie daliby mi spokoju, dopóki nie wyznałbym im prawdy. Byli jak sępy. Musieli dowiedzieć się co się dzieje. Westchnąłem i teatralnie wywróciłem oczami, zanim postanowiłem się odezwać.
-Byłem w Los Angeles.
-LOS ANGELES ?! Czy ciebie do reszty pogrzało, idioto ? - Desire wstała i oparła się wypielęgnowanymi dłońmi o lśniący blat stolika. Kilka osób spojrzało w naszą stronę.
-Des, o co ci chodzi ? To nic wielkiego. Mały wypad. - Wzruszyłem ramionami, nie bardzo wiedząc o co ta cała awantura. Byłem dorosły, czyż nie ? Miałem prawo jeździć gdzie i kiedy mi się żywnie podoba. I wcale nie musiałem nikogo o tym informować, ani się przed nikim tłumaczyć.
-O CO MI CHODZI ?! Zayn, trzymaj mnie, bo zaraz pan Jestem-Dupkiem-I-Mam-Gdzieś-Uczucia-Innych zobaczy o co mi chodzi !
Dobra, teraz patrzyli się na nas wszyscy, siedzący przy stolikach, a w oczach Desire pojawiły się płomyki. Szczerze mówiąc, teraz wypadałoby uciekać. Ta dziewczyna w takim stanie była niebezpieczna dla swojej ofiary, na której wyładowywała złość. Ale wierzyłem, że w razie czego Zayn ją przytrzyma. Okey, nie byłem idealny, ale ja i Malik przyjaźniliśmy się od zawsze. Nasze mamy przyjaźniły się w czasach szkolnych, a później rodziły w tym samym szpitalu, tuż obok siebie. Chodziły razem na spacery, na studia, nawet pracowały w tej samej pracy. Posłały nas do tego samego przedszkola, później podstawówki, gimnazjum. Poszliśmy do tego samego liceum. Znaliśmy się na wylot. Nie chciałby mojej krzywdy. Tak więc rozparłem się wygodnie na krześle i z lekceważącym uśmiechem słuchałem dalszego wywodu Desire, wiedząc, że swoją postawą doprowadzam ją do białej gorączki.

~~~~~
Jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że spodoba Wam się tak samo jak prolog i zobaczę tu tyle samo komentarzy, albo i więcej :) x
Love ya <3

sobota, 16 marca 2013

~ Prologue


Podmuch lodowatego, tak nietypowego dla tej pory roku, wiatru sprawił, że ciałem postaci klęczącej na ziemi wstrząsnęły dreszcze. Na nagiej skórze ramion pojawiła się gęsia skórka. Brązowa czupryna, ogromna w porównaniu do tego wychudzonego ciała, otaczała głowę niczym aureola. Kolejny powiew wiatru odgarnął włosy z twarzy chłopaka. Można na niej było dostrzec świeże ślady łez. W zielonych, dużych oczach zbierała się kolejna fala słonych kropli wypełnionych emocjami, a usta wykrzywiały się w grymasie bólu. Z gardła wydobył się przepełniony rozpaczą szloch. Dzięki panującej ciszy chłopak doskonale wszystko słyszał. Nawet szelest liści. Ktoś szedł. Szatyn poderwał się i szybkim ruchem dłoni wytarł oczy, akurat wtedy, gdy poczuł na ramieniu czyjś dotyk. Odwrócił się bez skrępowania. W mroku nocy nikt nie mógł zobaczyć czerwonych obwódek naokoło jego oczu. Wiedział kto tu przyszedł zanim ujrzał ową osobę.
-Nie możesz tu spędzać nocy. Tak nie wypada. Okaż szacunek. – odezwała się wysoka, tyczkowata kobieta, mierząc chłopaka surowym spojrzeniem swoich szarych oczu.
-Oczywiście - wymamrotał, chowając zgrabiałe dłonie do kieszeni jeansów. Rzucił ostatnie spojrzenie do tyłu i ruszył przed siebie, czując na plecach czujny wzrok kobiety. 

______
Tak więc... Jest prolog ! ;)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba